Biostymulacja „na miękko”

Biostymulacja „na miękko”

Podział na stymulatory miękkie i twarde jest dość umowny. Na ogół przyjmujemy, że do miękkich należą preparaty poprawiające jakość macierzy międzykomórkowej, która jest środowiskiem otaczającym fibroblasty i wpływa na ich sprawność w syntezie kolagenu.

Proces biostymulacji polega na tym, że po podaniu preparatu uzyskujemy odpowiedź biologiczną skóry właściwej i tkanki podskórnej w postaci produkcji kolagenu, elastyny oraz poprawy macierzy pozakomórkowej, mikrokrążenia, odżywienia i dotlenienia tkanek. Substancji, które możemy podać w skórę, jest bardzo dużo, a podział, który powstał – na biostymulatory miękkie i twarde – jest nieco sztuczny, umowny. Uznaliśmy, że stymulatory twarde to te, które dają dodatkowo widoczny od razu po zabiegu efekt wypełnienia, liftingu. Na efekt zastosowania stymulatorów miękkich musimy poczekać.

Pojawi się on za jakiś czas w postaci odpowiedzi naszej skóry na działanie preparatu – poprawy jej gęstości, elastyczności, nawilżenia, czyli wszystkich parametrów, które są odpowiedzialne za to, że skóra wygląda lepiej. Tak więc do grupy biostymulatorów miękkich kwalifikujemy wszelkiego rodzaju preparaty podawane drogą mezoterapii (w tym miejscu musimy zaznaczyć, że mezoterapia to jest technika podania), a także preparaty autoregeneracyjne – osocze bogatopłytkowe, fibrynę. Zastanawiałabym się, jak sklasyfikować tkankę tłuszczową. Teoretycznie można by ją zaliczyć do biostymulatorów twardych, chociaż tkanka tłuszczowa spełnia w zasadzie kryteria przynależności do obu grup, zwłaszcza że podział jest sztuczny i nie ma tu typowych granic. Do biostymulacji miękkiej możemy również zaliczyć wszelkiego rodzaju urządzenia wysokoenergetyczne – lasery, radiofrekwencję, źródła światła, które mają stymulować odpowiedź skórną. W grupie stymulatorów twardych, oprócz tych typowych, jest także miejsce dla kwasu hialuronowego, którego używamy najczęściej. Cały czas badania nad nim są pogłębiane i powtarzane. Pokazują one, że kwas hialuronowy także stymuluje skórę, nie jest tylko i wyłącznie wypełnieniem – po kilku miesiącach w miejscu podania skóra zaczyna się poprawiać. Badanie z 2021 roku pokazało, do kiedy możemy stymulować fibroblasty – w zasadzie non stop, ponieważ przez całe nasze życie produkują one kolagen. Istnieje natomiast szereg czynników poza naszym wewnętrznym starzeniem, które zmniejszają ilość fibroblastów. Mówimy tu głównie o tzw. ekspozomach. Obecnie często się używa tego pojęcia w publikacjach medycznych. Ekspozomy są to wszelkiego rodzaju czynniki zewnętrzne, które wpływają na nasz organizm niekorzystnie, zmniejszając jego możliwości stymulacji produkcji białek i innych istotnych substancji. Wskutek oddziaływania czynników ekspozomalnych nasze fibroblasty tracą podporę i się obkurczają, a wówczas produkują mniej kolagenu. Taki fibroblast nie ma się na czym „rozpiąć”, a gdy jest w dobrej formie, przypomina żagiel. Tworzy się błędne koło. Gdy damy fibroblastowi coś, na czym może się osadzić i rozciągnąć, to go aktywujemy. Wtedy zaczyna produkcję de novo.

Polinukleotydy to też nie taka „świeża” nowość – są już z nami 15 lat, tylko nie były tak wypromowane, tak znane na rynku. Teraz zrobił się na nie boom, być może dlatego, że polinukleotydy także skutecznie nawilżają.

Nie chodzi nam o wypełnienie w stylu Madonny. Napompowane twarze, typowe dla „facial ovefilled syndrome” charakteryzują się kiepską jakością skóry. Wypełniaczem uaktywniamy metaloproteinazy. Organizm się broni i próbuje wyeliminować ciało obce – taka jest nasza natura. W efekcie skóra robi się ciastowata. Jestem zdania, że wypełniacz – jakikolwiek by był – podajemy, gdy mamy dobrą jakość skóry. Wtedy potrzebujemy go zdecydowanie mniej. Badania z lat 2015–2016 pokazują, że utrata objętości zachodząca wraz z wiekiem wcale nie jest wcale tak znaczna, na przykład w policzkach niemal nie ma zmian w tym zakresie, występuje natomiast cofanie się kości. W 60 procentach starzenie to zmiany kostne, przez które tracimy podporę dla skóry. Im lepszej jakości jest skóra, tym lepiej będziemy wyglądać, jeśli podamy kwas hialuronowy w punktach, które podtrzymują więzadła i poduszeczki tłuszczowe, utrzymując proporcje i kształt twarzy.

Coraz większą rolę w mądrym odmładzaniu odgrywają biostymulatory miękkie i w tym kierunku idzie świat. W Aesthetic Plastic Surgery National Databank Statistics co roku pojawiają się dane, ile i jakich zabiegów medycyny jest wykonywanych w porównaniu z rokiem poprzednim, ile z zakresu chirurgii plastycznej. Toksyna botulinowa wykazuje nieustannie trend wzrostowy, a kwas hialuronowy jako filler spadkowy – zaczyna on ustępować miejsca biostymulacji skóry, dbaniu o jej odpowiednią strukturę. Dobra jakościowo skóra, nawet gdy są na niej zmarszczki, zawsze będzie wyglądała młodziej. Pacjenci są na ten temat coraz bardziej wyedukowani i przygotowani, że będą musieli poczekać na efekt zabiegów. Chcą świadomego smart agingu, a w ten trend się wpisuje stymulacja miękka.

Jednak gdy chcemy uzyskać podporę, odbudować rusztowanie skóry, a wiemy, że biostymulacją miękką nie osiągniemy tego celu, to używamy biostymulatorów twardszych, które będą działać inaczej niż te miękkie. Zabieg dopasowujemy do tego, czego potrzebuje pacjent. To jest podstawa. Dla mnie na przykład absurdem jest to, że lekarze pytają na szkoleniach, w których punktach ile mają podać preparatu. Nie istnieją w tym względzie żadne standardy, każda twarz jest inna… My, lekarze medycyny estetycznej, jesteśmy trochę artystami w tym, co robimy – musimy ocenić proporcje twarzy, które powinny wyglądać naturalnie, nie możemy ich zaburzyć, chcemy wrócić do wyglądu pacjenta sprzed paru lat i nie dopuścić do tego, żeby po ulicach chodził kolejny klon. To jest clou medycyny estetycznej.

Na efekt zastosowania stymulatorów miękkich musimy poczekać

W zasadzie każdy z biostymulatorów miękkich ma za zadanie „zrobienie tego samego”. Czy podamy mezoterapię z polinukleotydów, czy na bazie kolagenu, czy będzie to mezoterapia na bazie kwasu hialuronowego z aminokwasami, każda stymulacja ma spowodować, że pobudzimy fibroblasty do produkcji włókien kolagenowych i elastynowych, zwiększymy ilość fibroblastów, bo ta zmniejsza się z wiekiem. Działamy też tak, by fibroblasty były bardziej liczne. One zaczynają produkować kolagen typu III. Niekoniecznie jest to ten kolagen, którego chcemy, żeby było więcej. Zależy nam na kolagenie typu I, czyli tym młodym.

Jednak na początku pojawia się kolagen typu III, który jest zamieniany stopniowo w kolagen typu I, a struktura zaczyna znowu przypominać strukturę młodej skóry. Tworzy się elastyna, chociaż różne produkty działają na nią mniej lub bardziej pobudzająco. Pod wpływem promieniowania UV wraz z upływem czasu włókna elastyny stają się sztywne i kruche, co powoduje zmarszczki utrwalone. Jeżeli ktoś dużo się opala i nie przywiązuje wagi do odpowiedniej pielęgnacji całorocznej, to struktura skóry takiej osoby jest dosyć znacznie zmieniona. W sytuacji gdy mamy u pacjentki elastozę skóry, gdy skóra jest kiepskiej jakości, a mimo to pacjentka chce typowego wypełnienia, nie będzie ono dobrze wyglądać. Teoretycznie powinniśmy zacząć od zrobienia porządku ze skórą – laserem i radiofrekwencją. Podgrzewamy zniszczone włókna kolagenowe i zaczyna się wytwarzanie nowych. Wtedy dodajemy stymulatory miękkie, żeby maksymalnie pobudzić produkcję, poprawić mikrokrążenie skóry, jej odżywienie, dotlenienie, unaczynienie. Zwiększamy także ilość naturalnego kwasu hialuronowego. W zeszłym roku przeprowadzono badania pokazujące, że po hydroksyapatycie wapnia, który jest co prawda stymulatorem twardym, zwiększa się o 80% ilość naturalnego kwasu hialuronowego. To bardzo ciekawe – oznacza, że działamy na całą macierz pozakomórkową. Teraz wykorzystywane są także egzosomy, dzięki którym sygnały międzykomórkowe zaczynają lepiej funkcjonować oraz zwiększa się produkcja i regeneracja. Dopiero gdy mamy naprawiony kolagen, lepszą strukturę skóry, możemy myśleć o lekkim uzupełnieniu punktów podporowych i dodaniu objętości, jeżeli jest taka konieczność. Wtedy wszystko współgra i dobrze to wygląda.

Nie chodzi nam o wypełnienie w stylu Madonny. Napompowane twarze, typowe dla „facial ovefilled syndrome” charakteryzują się kiepską jakością skóry

Kwas hialuronowy to najstarszy produkt stosowany w zabiegach mezoterapii i do tej pory najbardziej popularny. Jest bazą, daje na początku bardzo duże nawodnienie skóry, a ono jest nam bardzo potrzebne. Efekt widać od razu. Kwas hialuronowy często jest nośnikiem dla innych substancji. Są używane mieszanki preparatów, na przykład z dodatkiem aminokwasów, witamin, mikroelementów, czasem nawet z odrobiną hydroksyapatytu wapnia – po to, żeby dać stymulację. Kwas hialuronowy to nie tylko nawilżenie. Uważa się, że sam w sobie również będzie działał stymulująco na fibroblasty, pobudzał całą kaskadę: kolagen, elastyna, mikrokrążenie. Jest to bezpieczne rozwiązanie, bo kwas hialuronowy nie utrzymuje się w skórze zbyt długo, nie tworzy w skórze nawet mikrowypełnienia. Niemniej jednak istnieją produkty z kwasem lekko sieciowanym, stabilizowanym, dającym efekt „rozprężenia” i spłycenia drobnych zmarszczek, który utrzymuje się 8–9 miesięcy. Są to na przykład tzw. skinboostery. Kwas w nich zastosowany przez cały czas stymuluje skórę i równocześnie daje jakby małe wypełnienie, ale jest on płytko podawany i między innymi dlatego nie jest zaliczany do wypełniaczy. Jest on idealny dla osób, które nie chcą zbyt często powtarzać zabiegów. Generalnie: im bardziej płynny kwas hialuronowy, tym częściej powinniśmy powtarzać zabieg.

Polinukleotydy to też nie taka „świeża” nowość – są już z nami 15 lat, tylko nie były tak wypromowane, tak znane na rynku. Teraz zrobił się na nie boom, być może dlatego, że polinukleotydy także skutecznie nawilżają. Są one najczęściej pozyskiwane z ryb – z łososia, pstrąga… , dlatego musimy uważać na polinukleotydy u pacjentów uczulonych na ryby.

To dobre wypełnienie dla osób, które mają tendencję do zatrzymywania wody. Po polinukleotydach nie będzie obrzęku, co ważne zwłaszcza w okolicy oka. Zapewnią one natomiast dobrą regenerację i rozświetlenie skóry. Pacjenci bardzo chwalą sobie te zabiegi, widać po nich fajne efekty. Polinukleotydy sprawdzają się na przykład przy niedoczynności tarczycy, a także u kobiet, które przyjmują leki hormonalne. Poza tym zostały bardzo dobrze dopracowane – cały czas na rynek wchodzą nowe produkty o większym i mniejszym stężeniu, lepiej oczyszczone, dające świetne rezultaty.

Kolagen to też nie jest najnowsza rzecz – mieliśmy z nim do czynienia jeszcze w latach 80., wtedy jednak zdarzały się reakcje alergiczne, dlatego został on wycofany. Teraz technologia poszła naprzód i na tyle dobrze udało się oczyścić kolagen, że został on pozbawiony związków, które mogłyby wywoływać reakcje alergiczne. Dostarczamy do skóry „gotowca”, kolagen typu I, który równocześnie pobudza w naszej skórze procesy regeneracyjne. Musi być zachowana pewna równowaga między różnymi rodzajami kolagenu. Kaskada rusza i skóra pracuje przez kolejne 3–4 miesiące. Osobiście uważam, że po kolagenie efekt jest dłuższy niż po innych preparatach. W tym przypadku wymagane są maksymalnie 3–4 sesje zabiegowe. Kolagen bardzo dobrze się sprawdza w terapii różnego rodzaju blizn zanikowych, rozstępów. Jest to preparat do zadań specjalnych, widać po nim także efekt liftingu.  Wskazane jest łączenie kolagenu z metodami energetycznymi.  Dzięki takiej synergii podkręcamy jeszcze efekt. Kolageny stosujemy na twarz i na ciało, żeby je ujędrnić, preparaty podajemy tam, gdzie głównym problemem jest wiotkość, na przykład  na brzuch po ciąży.

Exit mobile version