Sport a medycyna estetyczna

sport

Aktywność fizyczna służy nam pod każdym względem, także jeśli chodzi o efekty zabiegów upiększających. Jej pozytywny wpływ zdecydowanie przeważa nad negatywami, choć i te się zdarzają – sport wyczynowy ma także swoją drugą, brzydszą twarz, na przykład „twarz biegacza”.

Rozmawiała Justyna Ślusarczyk

Ze światem zewnętrznym komunikujemy się poprzez nasze ciało, naszą aktywność.Ruch to życie. Póki jest ruch, póty żyjemy. Nasza aktywność życiowa jest definiowana przez ruch, przez to, na ile nasze ciało jest sprawne fizycznie. Nie ma ludzi młodych – to bez znaczenia, czy ma się 20, czy 50 lat, jeżeli jest się nieaktywnym fizycznie. Jeżeli spacer i inne codzienne czynności powodują zmęczenie, bóle mięśniowe, przylepianie się powięzi, to są to oznaki starości. Aktywność fizyczna jest obok snu i diety, czyli sposobu odżywiania się, jednym z trzech filarów jakości życia. Chorujemy, bo się nie ruszamy. Im mniej się ruszamy, tym szybciej się starzejemy. Dla zaniechania aktywności nie ma żadnego wytłumaczenia typu „jestem chory”, „jestem zabiegany”, „mam za dużo pracy”, „mam na głowie dzieci”. Trzeba znaleźć taki sposób na jej praktykowanie, żeby robić to przez całe życie. Może to być każdy rodzaj ruchu: spacer, taniec, boks, aerobik, siłownia, bieganie, pływanie. Jemy, śpimy i się ruszamy. To podstawa dobrego życia.

Nie powinno być zwolnień lekarskich dla dzieci z WF-u. Jeżeli ruch wejdzie w nawyk, stanie się stylem życia, będzie oczywistością, czymś, co nas definiuje. Aktywność fizyczna nadaje pewne ramy nie tylko w naszemu dniowi, ale całemu naszemu życiu. To dzięki niej systematyzujemy nasze działania. Nawet gdy ktoś choruje, powinien znaleźć takie formy aktywności, które może podjąć, bo to tylko pomoże w terapii. Bez aktywności fizycznej także efekty abiegów medycyny estetycznej są gorsze, bo gorsze jest ukrwienie całego organizmu, a od niego zależy kondycja skóry – właśnie poprzez krew dostaje ona wszystkie niezbędne składniki, dzięki lepszemu ukrwieniu jest lepiej dotleniona. To jest oczywiste i niezbędne do tego, żeby długo i  dobrze żyć. Młody człowiek jest aktywny – małe dzieci biegają, ruszają się. Z czasem jednak stajemy się coraz wolniejsi, coraz mniej aktywni i to oznacza, że postępuje proces starzenia. Nie wyobrażam sobie, że można się nie ruszać i trudno mi zrozumieć, że można nie czerpać z ruchu przyjemności.

To jest jedna z największych radości w życiu – czuć swoje ciało i definiować siebie, swoje emocje, swój intelekt poprzez ciało. Jednak żeby było ono sprawne, musi się ruszać. To działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego.

Czyli żadne zabiegi nie pomogą, jeżeli się nie ruszamy?

Nasze ciało nabywa pewne możliwości – sprawność mięśni i układu krążenia – do 25. roku życia, potem się one obniżają, dlatego tak ważne jest, aby w młodości osiągnąć bardzo wysoki poziom sprawności fizycznej i zapewnić sobie „zapas mocy na przyszłość”. Nie oznacza to, że jeśli się nie ruszaliśmy przez pierwszych 50 lat, to w 50. roku życia nie możemy tego zmienić, ale wtedy oczywiście zaczynamy z innego poziomu.

W wieku 25 lat mamy pewien potencjał i najważniejsze jest, żeby go zachować jak najdłużej, bo on będzie nieuchronnie spadał. Jak to będzie przebiegało, czy ta krzywa będzie bardzo pochyła, czy bardziej płaska, to już zależy od nas, od tego, czy mądrze zawiadujemy naszym ciałem – układem mięśniowym, kostnym, stawowym, powięziowym. Z biegiem lat dochodzi do inwolucji tkanki mięśniowej w tkankę tłuszczową, czyli przemiany mięśni w tłuszcz, szczególnie u kobiet po 50. roku życia. Niezwykle ważne jest, aby w planach treningowych, czy raczej w planach życiowych, uwzględnić zachowanie masy mięśniowej poprzez sport. Istotne jest też, jak się odżywiamy i czy uzupełniamy niedobory białkowe poprzez suplementację.

Na czym powinna polegać suplementacja? Czy chodzi o uzupełnianie kolagenu?

Przede wszystkim powinno się suplementować aminokwasy oraz witaminę C, którą uzupełnia się po to, żeby mięśnie się utrzymały. Kolegen też jest dobry, ale to już jest gotowy substrat, natomiast aminokwasy są konieczne, by wbudowały się w mięśnie i by inwolucja tkanki mięśniowej w tkankę tłuszczową zachodziła wolniej. W tym wszystkim niezwykle ważne są kości. Jeżeli kobieta nie wykonuje densytometrii i nie dba o równowagę dietetyczną, to musi pamiętać, że wpływ na kości poprzez ucisk mają jedynie mięśnie, czyli znów wracamy do tematu aktywności fizycznej. Jeżeli ją zaniedba, będzie miała osteopenię albo osteoporozę, dlatego jeszcze raz powtórzę: ruszajmy się. Istotna może też okazać się hormonalna terapia zastępcza. To hormony sprawiają, że po prostu chce się nam żyć. Spadek poziomu estrogenu jest związany wycofaniem się z aktywności.

Czy przyrosty i spadki masy mięśniowej są uwarunkowane genetycznie?

Tak, są różne typy budowy mięśni. Istnieją osoby, które mają tak zwane pierzaste mięśnie, charakterystyczne dla bardziej smukłej sylwetki. Nie chodzi tu nawet o kościec, tylko o mięśnie, takie jak u długodystansowców, którzy są jakby wyciągnięci, wrzecionowaci. Z kolei na przykład u panczenistów, osób uprawiających łyżwiarstwo szybkie, mięśnie są bardziej zwarte. To zależy od genów. Ktoś chodzi na siłownię przez dwa lata i nie udaje mu się wypracować bicepsów, a ktoś inny poćwiczy trzy miesiące i już ma wielkie „bicki”. Jest to uwarunkowane genetycznie, co nie usprawiedliwia bezruchu, a tymczasem ludzie zniechęcają się niekiedy do treningów, bo nie widzą szybkich efektów, jeśli chodzi o rzeźbę sylwetki.

Kiedy ktoś zaczyna intensywnie ćwiczyć, w pewnym momencie obserwuje wzrost wagi, bo mięśnie są cięższe niż tłuszcz, objętościowo będzie jednak bardziej smukły. Przyspiesza metabolizm, mięśnie spalają więcej kalorii i sylwetka ulega poprawie, mimo że waga idzie w górę. Zresztą jeżeli mniej się ruszamy, paradoksalnie więcej jemy. Kiedy chodzimy, ćwiczymy, nie sięgamy po przekąski, a gdybyśmy w tym samym czasie usiedli przed telewizorem, niemal na pewno sięgnęlibyśmy po coś do przegryzienia.

Tycie podczas klimakterium nie wynika z tego, że spadły estrogeny, tylko z tego, że zaczęło się więcej jeść. Nie ma tycia bez większej podaży kalorycznej.

A co z regeneracją organizmu?

Plany treningowe muszą uwzględniać regenerację po dużym wysiłku, niezależnie od tego, czy jest to cardio, czy trening siłowy. Trzeba znać cel, do którego dążymy. Może to być redukcja masy ciała, zwiększenie masy mięśniowej, wymodelowanie sylwetki, poprawa wydolności – w każdym przypadku potrzebne są interwały. Są one niezbędne, żeby nie zrobić sobie krzywdy, nie spowodować, że mięśnie będą się jeszcze szybciej zużywały, że powięzi się mocniej posklejają czy że będziemy mieć bardzo dużo drobnych, ale nakładających się na siebie urazów, które kiedyś mogą spowodować stany chorobowe.

Dochodzimy do niekorzystnych aspektów uprawiania sportu?

W pewnym sensie. To dobry moment, by wspomnieć o twarzach czy sylwetkach sportowców wyczynowych. Zazwyczaj mając na myśli ruch, mówimy o planach treningowych osoby, która traktuje aktywność fizyczną jako jeden z trzech filarów wysokiej jakości życia. Natomiast są osoby, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, które – przeważnie w związku z pewnymi problemami emocjonalnymi – angażują się w sport, traktując go jako substytut sensu życia.

Przy dużej aktywności wydzielają się hormony szczęścia, a jeżeli równolegle nie mamy w życiu niczego, co też tak zadziała, to w sporcie idziemy „na całość”. Są kobiety, które regularnie biegają po 10–20 kilometrów, brną w triatlony, pokonują po 100 –150 kilometrów na rowerze. Oczywiście jeżeli to jest mądrze poprowadzone, nie powoduje urazów, ale generalnie odbija się na zdrowiu.

Istnieje zjawisko nazywane twarzą maratończyka, twarzą sportowca, twarzą triatlonisty.

U sportowców zdecydowanie szybciej dochodzi do zniszczenia poduszek tłuszczowych, które odpowiadają za wszystkie krągłości, łagodność rysów. Do tego skóra jest odwodniona, wiotka. To są twarze bardzo pociągłe, bardzo mocno zarysowane, z widocznymi brakami w części „doliny łez”, środkowej części twarzy, często widoczne są głębokie zmarszczki. Co charakterystyczne, takim twarzom przede wszystkim brakuje objętości. Są wymęczone brakiem równowagi między aktywnością fizyczną a regeneracją. Na takiej twarzy efekty zabiegów estetycznych, na przykład z użyciem toksyny botulinowej czy kwasu hialuronowego, są mniej trwałe. Botulina powinna się utrzymywać średnio przez 16 tygodni, kwas hialuronowy do roku, a u osób intensywnie trenujących substancje te zdecydowanie szybciej się metabolizują, częściej więc powtarzamy zabiegi. Odstęp między kolejnymi procedurami skraca się o 30–40%.

U kobiet aktywnych w kierunku siłowym dochodzi do przerostu mięśni. W ocenie większości osób nie wygląda to korzystnie, sylwetka staje się bardzo przerysowana, szczególnie „szeroka” w obręczach barkowych. Takie panie mają też często nadmiernie rozbudowane nogi, zaczyna zanikać talia, mięśnie kapturowe i naramienne są ogromne. Zmieniają się proporcje ciała, które przestaje być w tradycyjnym sensie „kobiece”. Potężne stają się też mięśnie czworogłowe ud, a łydki są tak napięte, że nie można założyć szpilek. To nie wygląda subtelnie, nie ma w tym lekkości. Przy napiętej łydce rozluźnienie mięśni toksyną botulinową powoduje jej natychmiastowe wysmuklenie. Mocno podkreślona łydka z wyraźnie zaznaczonymi przyczepami mięśnia, co jest typowo męską cechą, staje się bardziej kobieca.

Dla osób, które podczas treningów robią dużo ćwiczeń na brzuch, charakterystyczne są wyraźnie widoczne sznury platyzmy na szyi. Dzięki rozluźnieniu toksyną botulinową przyczepów mięśnia szerokiego szyi staje się ona „miękka”. Jeśli dodamy jej jeszcze nieco objętości, efekt odmłodzenia optycznego jest spektakularny.

Wynikiem wzmożonej aktywności fizycznej może być szybsze zanikanie efektów zabiegów i brak możliwości uzyskania pewnych rezultatów.

Kiedyś pojawiła się u mnie bardzo mocno „napakowana” pani z rozbudowanymi mięśniami ud, która chciała mieć podany biostymulator, bo nad kolanem zrobiła się jej „bułka”. Próbowałam wytłumaczyć tej pacjentce, że w takim przypadku nic nie da się zrobić, bo jest tam tylko mięsień, a na tkankę mięśniową stymulator nie działa. Kiedy mięśnie zaczną się zmniejszać, skóra automatycznie zwiotczeje i wtedy będzie można podać tej pacjencte na przykład kwas polimlekowy.

Jest to substancja, dzięki której możemy zniwelować wiotkość skóry związaną przede wszystkim z wiekiem biologicznym. Im mamy lepszą masę mięśniową, a na masie mięśniowej skóra się napina, tym mniejsza jest wiotkość. Często obserwuję, że trzydziestolatkom ciało trzęsie się jak galareta, bo nie mają mięśni. Kiedy te dziewczyny będą miały 50 lat, to im „pośladki spadną” mniej więcej do połowy ud. U osoby przeciętnie aktywnej fizycznie zabiegi to kwestia pewnego uniesienia, napięcia skóry i ukształtowania pośladków, bo pod nimi robią się nam fałdki – przeważnie mamy po dwie, co postarza wizualnie. Po podaniu kwasu polimlekowego zostaje jedna fałdka. Co prawda nie zrobimy nim „brazylijskiej pupy”, ale pięknie uzupełnimy zagłębienia charakterystyczne dla naszej rasy. Bardzo często dziewczyny mają zapadnięcia w górnej części pośladków i z boku na udach, na wysokości bioder. W takim przypadku nie chodzi nam o dodawanie wielkiej objętości, a o ładne wymodelowanie. Pacjentki są zazwyczaj z tego bardzo zadowolone. Jest jednak jeden warunek sine qua non – pośladki muszą być naturalnie „zbudowane” przez mięśnie. Bez tego efekt będzie mizerny. Zabiegiem nie budujemy substytutu masy mięśniowej, tylko napinamy skórę.

Jak więc trenować „optymalnie”?

By uniknąć niechcianych, niekorzystnych skutków, plany treningowe warto układać z fachowcem – trenerem personalnym. Powinny one uwzględniać podstawowe badania, takie jak morfologia, biochemia, poziomy hormonów. To ułatwia nam wyznaczanie realnych celów, stworzenie planu rocznego i dostosowanie do tego formy treningu. Instruktor ma nam pokazać, jak działać. Dalej możemy ćwiczyć sami, co jakiś czas robiąc pomiary i kontrolując efekty.

Jesteśmy najmniej ruszającym się narodem w Europie. Dzieci dostają zwolnienia z lekcji WF-u od pierwszej klasy szkoły podstawowej, nie mają wzorów osobowych w rodzicach, bo ci się nie ­ruszają. Idziemy w niepokojącym kierunku, stajemy się ­społeczeństwem ludzi otyłych, z cukrzycą, osteoporozą, nadciśnienieniem. Ratunek? Ruch!

Dziękuję za rozmowę.

Exit mobile version