„Skórka pomarańczowa” to nie fizjologiczny stan skóry, a objaw zaburzenia równowagi w organizmie. Przyczyny tego stanu rzeczy mogą być różne, ale trzeba je zdiagnozować, by skutecznie zadziałać na problem. Mówienie, że winne są estrogeny i to przez nie niemal każda kobieta ma cellulit, jest dużym uproszczeniem.
Jeśli mamy skutecznie pozbyć się cellulitu, musimy zadziałać kompleksowo u źródeł problemu, znaleźć jego przyczyny i celować zabiegami prosto w nie. To jedyna droga, by osiągnąć cel, a więc wygładzić i ujędrnić skórę na długo. Jeśli zajmiemy się samymi objawami, cellulit szybko wróci. By osiągnąć pożądany rezultat w terapiach dermatologii regeneracyjnej, wskazana jest ich indywidualizacja.
Bardzo dużo zależy od tego, w jakiej ogólnej kondycji psychofizycznej jest pacjentka, czy jest wyczulona na ból i np. źle znosi, gdy się ją kłuje, jaką ma dietę, jakie choroby przewlekłe. Jeśli okazuje się, że pacjentka sama przyczynia się do powstawania cellulitu, zawsze pytam, czy jest gotowa na pewne zmiany w swoim stylu życia. Szczerość intencji jest podstawą – nie oceniam, ale muszę zoptymalizować sposób działania. Jeśli mam pacjentkę, która absolutnie nie zamierza zmieniać sposobu odżywiania ani więcej się ruszać, np. wie, że nie powinna solić, ale będzie to robiła, nie ćwiczy i jej to nie przeszkadza, bo jest szczupła i to jej wystarcza, to zupełnie inaczej dobieramy terapię i mówimy otwarcie, że kroków zabiegowych może być więcej niż w sytuacji, gdy pacjent współpracuje. Dużo łatwiej i szybciej jest zastosować zindywidualizowaną, skomasowaną terapię, która zastąpi te aspekty, których pacjent świadomie nie chce wdrożyć.
Co w przypadku cellulitu znaczy „lepsza dieta”?
To brzmi trywialnie, ale lepsza dieta to przede wszystkim mała ilość soli oraz bardzo duża ilość płynów, ale niesłodzonych i bez konserwantów, czyli nie takich zatrzymujących wodę. Zdrowa dieta to taka, w której glukoza i kwasy tłuszczowe są w równowadze. Proszę pamiętać, że cellulit pojawia się wtedy, gdy gra hormonalna jest nie do końca prawidłowa, a nasilają to słodycze, tłuste jedzenie. Jeśli pacjentka je dużo ryb, kwasów omega, dużo sałatek, to poziom cholesterolu jest zupełnie inny niż w przypadku diety niezdrowej. Z reguły nie ma także w tej sytuacji hiperestrogenizmu, zbyt wysokiego poziomu estrogenów, sprzyjającego cellulitowi. W takim układzie każdy zabieg będzie miał większą siłę oddziaływania i może przynieść spektakularne efekty już po jednym lub dwóch powtórzeniach.
Czyli wysoki poziom cholesterolu przekłada się na cellulit?
Tak, cała gra hormonalna ma tu znaczenie. Ważna jest tarczyca – czy występuje jej niedoczynność lub nadczynność, zrównoważona gospodarka sodowo-potasowa, na jakim etapie cyklu jest pacjentka, czy jest na antykoncepcji doustnej, która wycisza zmiany hormonalne i sprawia, że sumarycznie mamy mniej estrogenów, a co za tym idzie – mniejsze szanse na nawroty cellulitu. Od tego wszystkiego zależy dobranie odpowiedniej liczby i rodzaju zabiegów, ich łączenie. Ważne jest też określenie zaawansowania cellulitu.
O co w tym chodzi?
Cellulit może mieć stopień pierwszy, drugi lub trzeci – ten ostatni jest najbardziej posunięty i widoczny. „Skórka pomarańczowa” to, mówiąc kolokwialnie, komórki tłuszczowe, które wychodzą na powierzchnię skóry przez luźne włókna tkanki łącznej. Sprawdzając stopień cellulitu, bierzemy pod uwagę to, jak mocno pofałdowana jest skóra, w jakim stanie jest tkanka łączna okalająca zraziki tłuszczowe, jak są one duże, czy występuje obrzęk.
„Skórka pomarańczowa” to, mówiąc kolokwialnie, komórki tłuszczowe, które wychodzą na powierzchnię skóry przez luźne włókna tkanki łącznej.
Po pierwsze, chcemy te zraziki tłuszczowe zatrzymać na prawidłowych „pozycjach”, by się nie przemieszczały ku górze, a po drugie, chcemy, by tkanka łączna była zwarta i „nieprzepuszczalna” dla nich. Dlatego ważne jest najzwyczajniejsze w świecie dbanie o siebie, zwłaszcza w formie sportu. Jeśli pacjentka ma tendencję do cellulitu i za dużo estrogenów, to wtedy już nawet same systematycznie wykonywane zabiegi z wykorzystaniem drenażu limfatycznego, które przepychają chłonkę, spowodują, że cellulit utrzyma się dłużej w ryzach i nie będzie nawracał.
Czyli jest to stała strategia pozwalająca utrzymać uzyskany efekt?
Dokładnie tak. Mam mnóstwo pacjentek, które są zdrowe, dobrze się odżywiają, przeszły przez wahania hormonalne, pojawił się cellulit, a teraz chcą doprowadzić ciało do normy. Nie trzeba wtedy stosować specjalnej terapii łączonej – najczęściej wystarczy mezoterapia, która wypłukuje jony żelaza. Nie ma sensu udawać, że jakiś krem zdziała cuda – musimy zadziałać na cellulit wewnątrzkomórkowo. Przy odpowiedniej mezoterapii po 4–6 zabiegach pacjentka ma problem z głowy.
Jaka to jest mezoterapia?
Stosujemy sprawdzone medycznie produkty. Zależnie od stopnia zaawansowania cellulitu musimy dobrać odpowiednią głębokość wkłucia i odpowiednią ilość preparatu na dany obszar zabiegowy.
Głównym mechanizmem zwalczającym cellulit jest tu wyłapywanie jonów żelaza. Jak? Nie powinny się one znajdować w tkance podskórnej – są bardzo silnymi wolnymi rodnikami, które niszczą różne struktury w tkance podskórnej i błonie, która oddziela tkankę podskórną od skóry właściwej. Jest to tak ważne, bo gdy ta granica jest osłabiona, nawet nieznaczne powiększenie zrazików tłuszczowych czy pojawienie się mikroguzków łatwiej się uwypukla na zewnątrz skóry. Taką celowaną mezoterapią zmieniamy sposób funkcjonowania komórek. Po leczeniu musi się znowu zadziać coś złego, by cellulit się pojawił. Generalnie efekty utrzymują się długo. Mezoterapię można połączyć od razu z drenażem limfatycznym.

Pacjentki, które bardzo nie lubią bólu i każde kłucie jest dla nich traumatyczne, mają inne opcje: np. światłoterapię. Sama metoda jest znana i stosowana już od kilkudziesięciu lat. Jej nowoczesną wersją są zabiegi z zastosowaniem medycznej lampy LED. To urządzenie medyczne, które w zależności od programu, ustawienia rodzajów wiązki światła, długości jej fali i od połączeń typów światła podczas systematycznego naświetlania (8–10 razy) w połączeniu z drenażem również przynosi bardzo dobre efekty. Schemat zabiegów musi być dobrze dobrany i rzetelnie przedstawiony pacjentce, by wiedziała, jakich efektów może się spodziewać.
Jeśli chodzi o inne antycellulitowe metody sprzętowe, to uważam, że każde rozbicie tkanki tłuszczowej coś da, ale gdy włókna tkanki łącznej pozostaną luźne, to tłuszcz i tak się przebiję na powierzchnię. W przypadku większości metod likwidowania tkanki tłuszczowej adipocyty są po prostu zmniejszane, doprowadza się do ich opróżnienia z płynnych kwasów tłuszczowych, ale gdy znowu zaczniemy jeść, one ponownie urosną. To błędne koło.
Ile przeciętnie trwa terapia antycellulitowa?
Jeżeli mówimy o protokole mezoterapii, to zabiegi powinno się robić co najmniej 4 razy co dwa tygodnie, czyli czas trwania terapii to 6–8 tygodni. Każda skóra reaguje inaczej – czasem udaje się zamknąć terapię w ciągu miesiąca. Jeśli stosujemy terapię łączoną, to już cztery tygodnie zabiegów przyniosą świetne efekty – wszystko zależy od poświęconego czasu i oczywiście… od pieniędzy.
Jakimi obszarami możemy się zajmować jednocześnie?
Niestety nie można powiedzieć tego z góry. By to ustalić, musimy wiedzieć, na co choruje pacjentka i jaki ma stopień zaawansowania cellulitu. Jeśli pacjentka jest w dobrej kondycji, to możemy opracowywać większy obszar, np. nogi i pośladki, a jeśli jest obciążona chorobami, to np. tylko uda.
Nasilony cellulit, trzeciego stopnia, określa się wizualnie, przy czym wyższy stopień cellulitu wcale nie musi łączyć się z bólem w zaatakowanej okolicy. O bólu decyduje to, czy cellulit naciska na nerwy – wówczas ból może wystąpić. Nie mówimy tu o stadium chorobowym, czyli cellulitisie.
Nasilony cellulit, trzeciego stopnia, określa się wizualnie, przy czym wyższy stopień cellulitu wcale nie musi łączyć się z bólem w zaatakowanej okolicy. O bólu decyduje to, czy cellulit naciska na nerwy – wówczas ból może wystąpić.
Zawsze gdy organizm daje nam znać, że coś jest nie tak, czyli gdy dostrzegamy, że komórki tłuszczowe układają się nieregularnie, to jest to moment, kiedy trzeba zająć się problemem. Jeśli pojawia się ból, to moim zdaniem jest już późno. Jako lekarz zwracam uwagę na komfort życia pacjenta, a ból jest oznaką choroby. Jednak bez pacjenta „na pokładzie” ja nic nie zrobię.
Jeśli mamy tendencję do cellulitu, to musimy po prostu powtarzać zabiegi. Cellulit to oznaka zaburzenia równowagi w organizmie, a nie tylko problem skórny. Trzeba się nad tym pochylić. Jeśli mówimy o grupie kobiet, które mało się ruszają, źle odżywiają, to z wiekiem niemal na pewno pojawi się cellulit. Wśród kobiet aktywnych zdarza się to znacznie rzadziej. Dużo zależy od zachowań prozdrowotnych. Cellulit to nie jest coś, co musi się pojawić, na co jesteśmy skazane – koniec, kropka. Możemy sobie z tym problemem poradzić.
Jakie połączenia zabiegów stosuje Pani w terapii cellulitu najczęściej?
Mezoterapię, światło LED, technologię HIFU. Poza tym kieruję pacjenta do kosmetologa na medyczny drenaż limfatyczny wzbogacony o laser. Indywidualne zróżnicowanie zabiegów jest bardzo duże. Każda pacjentka jest inna, tu nie ma sztancy – 2 plus 2 nie zawsze równa się 4.
Czy można się przebadać i dowiedzieć, skąd się bierze nasz cellulit?
Tak, sprawdzamy jego przyczynę. Robimy cały panel hormonalny, badamy homeostazę organizmu, sprawdzamy, jak wygląda sytuacja z cukrem (panel insulinowy, morfologia), czy są choroby towarzyszące, jakie leki bierze pacjentka, jakie są jej obciążenia rodzinne, czy była w ciąży, czy ma choroby zakrzepowe, jaki jest jej tryb życia, czy pali, jak często się rusza… Wszystko ma znaczenie.