Umownie przyjmuje się, że do tej grupy stymulatorów zalicza się te związki chemiczne, które oddziałują bezpośrednio na fibroblasty, pobudzając neokolagenezę. Do stymulatorów twardych zaliczamy hydroksyapatyt wapnia, polikaprolaklton oraz kwas polimlekowy. Na czym polega ich wielka moc?
Stymulatory twarde mają zupełnie inny sposób działania oraz inne skutki niż stymulatory miękkie. Punktem wyjścia do tego rozróżnienia jest pojęcie biostymulacji. Co ono oznacza? Jest to zdolność niektórych składników, polimerów do działania na poszczególne elementy komórki, co powoduje wywołanie kontrolowanego stanu zapalnego. Prowadzi on do określonego efektu, czyli do neokolagenezy. To jest kluczowa kwestia, bo my poprzez oddziaływanie stymulatorami twardymi chcemy wywołać właśnie powstawanie nowego kolagenu. To zasadnicza różnica między stymulatorami twardymi a miękkimi. Te drugie działają głównie na macierz zewnątrzkomórkową, czyli środowisko, w którym „pływają” komórki, tak więc stymulacja powstawania kolagenu zachodzi w tamtym przypadku w zupełnie innym mechanizmie.
Bez znaczenia jest, którego stymulatora użyjemy – czy będzie to hydroksyapatyt wapnia, polikaprolakton czy kwas polimlekowy – bo wszystkie one wywołują to zjawisko, a ponadto są znane i stosowane od dość dawna.
Hydroksyapatyt wapnia
CaHA został zatwierdzony przez amerykańską Agencję ds. Żywność i Leków (FDA) jako implant już w 2006 roku, w 2009 roku został zatwierdzony przez FDA, a potem dodano do niego lidokainę. Od 2016 roku hydroksyapatyt wapnia z lidokainą jest dostępny na rynku europejskim. Hydroksyapatyt wapnia to związek jonowy. W wa- runkach pokojowych ma postać krystalicznego ciała stałego. W preparacie CaHA znajduje się w zawiesinie karboksymetylocelulozy, której jest aż 70% (właściwego hydroksyapatytu wapnia jest w nim 30%). Co bardzo ważne, jest to związek, który mamy w organizmie – substancja ta znajduje się naturalnie w kościach, zębach. Pierwsze efekty wypełnienia bezpośrednio po wstrzyknięciu preparatu nie są związane z jego właściwościami, tylko z objętością dawaną przez karboksymetylocelulozę. Żeby doszło do neokolagenezy, musimy dać preparatowi czas. Jeżeli w jednym produkcie mamy związek, który tego czasu, żeby zadziałać, potrzebuje (takim jest hydroksyapatyt wapnia) oraz karboksymetylocelulozę, to pacjent będzie bardzo zadowolony, widząc efekt zabiegu praktycznie od razu. Potem karboksymetyloceluloza zanika, wchłania się, a w ciągu kilku miesięcy wytwarza się nowy „szkielet” skóry, naprawia się stary, pofałdowany, sztywny kolagen i uzyskujemy jednorodny efekt poprawy jakości skóry, utrzymujący się od momentu wstrzyknięcia preparatu do roku, a nawet 18 miesięcy. To jest bardzo istotne i cenne dla pacjentów. Dodatkowo ten produkt rozkłada się w sposób fizjologiczny – ulega absolutnej eliminacji, jest metabolizowany, zostaje wydalony, więc nie ma żadnych obaw co do pozostałości, które mogłyby pacjentowi szkodzić (zachodzi proces fagocytozy przez makrofagi w organizmie). CaHA to substancja przebadana, bezpieczna, o dobrej efektywności. Działamy nią na skórę, więc tam, gdzie mamy potrzebę poprawy jakości, a czasami, na przykład na twarzy, także lekkiego, naturalnego dodania objętości. To zdecydowanie numer 1 wśród preparatów, którymi dysponujemy w medycynie estetycznej. Nie chodzi tylko o twarz, bo możemy go stosować także na szyję, ramiona, dekolt, ręce, okolice pośladków, nad kolanami, na wewnętrzną stronę ud. Ogranicza nas tylko cena, niemniej jednak korzystny stosunek uzyskanej jakości skóry do kosztów powoduje, że zabiegi te są stosowane dość szeroko, szczególnie w USA. W Polsce produkt ten stosuje się głównie na twarz, często łącząc dwa typy preparatu, z których jeden bardziej buduje objętość i liftinguje, a drugi bardziej stymuluje. Uzyskujemy podkreślenie i uniesienie owalu, a jednocześnie poprawę jakości skóry w środkowej części twarzy. Hydroksyapatyt wapnia jest bardzo chętnie stosowany u mężczyzn, bo nie dodaje mocno objętości, tylko zapewnia podkreślenie owalu, wyeksponowanie mocnej żuchwy, jak u Brada Pitta. To fantastycznie się udaje. Natomiast jeśli chodzi o ciało, złota era wykorzystania tego związku dopiero nadchodzi.
Bez znaczenia jest, którego stymulatora użyjemy – czy będzie to hydroksyapatyt wapnia, polikaprolakton czy kwas polimlekowy – bo wszystkie one wywołują to zjawisko, a ponadto są znane i stosowane od dość dawna.
Polikaprolakton
Innym produktem wywołującym neokolagenezę jest polikaprolakton. To polimer, który był syntetyzowany już na początku lat 30. XX wieku. Polikaprolakton jest biokompatybilny, spójny z naszym organizmem, całkowicie resorbowany i usuwany, co stanowi cechę charakterystyczną wszystkich stymulatorów twardych. Polikaprolakton jest polimerem, a więc posiada powtarzającą się łańcuchową strukturę molekularną. To związek sprężysty, o dużej lepkości, bardzo łatwo się go podaje. Znamy go od wielu lat, a jednak podchodziliśmy do niego z nieufnością, gdy się pojawił na naszym rynku, bo mieliśmy „z tyłu głowy”, że to przecież ten sam polimer, który jest stosowany jako surowiec do wytwarzania torebek foliowych. Jednak to wcale nie oznacza, że zabieg z użyciem polikaprolaktonu spowoduje wystąpienie negatywnych reakcji. Związek ten jest biokompatybilny i bardzo przyjazny dla środowiska. Ma wywołać reakcję zapalną na ciało obce podane w postaci polimerowych kuleczek. Preparat występuje w trzech postaciach, które różnią się tylko czasem, przez który polikaprolakton będzie aktywny w organizmie, co zależy od liczby i zagęszczenia łańcuchów oraz liczby kuleczek w łańcuchach. Substancja jest zatwierdzona do użytku, przeszła wszystkie niezbędne badania, a do jej naturalnego rozkładu dochodzi poprzez hydrolizę i fagocytozę kuleczek polimerowych. Około 2 lata temu wszedł na polski rynek nowy produkt koreańskiej firmy, w którym kulki udało się zawiesić w roztworze wodnym, co jest opatentowaną technologią. Do tamtej pory kulki te były zawsze hydrofobowe. Dlatego preparat podaje się inaczej niż preparaty starszej generacji. Ma on silniejsze właściwości unoszące, liftingujące, świetnie się sprawdza w przypadku mężczyzn, którzy nie chcą mieć podanej toksyny botulinowej, a mają bardzo pomarszczone czoło. Aplikacja tego produktu kaniulą w czoło powoduje, że bruzdy nie są tak głębokie. Pacjenci się bardzo zadowoleni. Preparat zdecydowanie się przyjął, szczególnie jako pierwszy lifting u pań 35–40-letnich, zupełnie bez udziału kwasu hialuronowego. Przy pierwszych sygnałach ptozy, czyli opadania, podanie go w określone punkty znakomicie się sprawdza. Czekam z niecierpliwością, co będzie dalej, jeśli chodzi o innowacje dotyczące polikaprolaktonu.
Kwas polimlekowy
Wśród stymulatorów twardych najbardziej znanym i najszerzej stosowanym jest kwas polimlekowy, popularny praktycznie na całym świecie. Występuje w dwóch postaciach, a na rynku jest obecny od przynajmniej 20 lat. Zastosowana technologia jest niezmiennie taka sama, choć ostatnio pojawiły się rozwiązania, które mogą zrewolucjonizować preparaty bazujące na kwasie polimlekowym. Co ważne, ten biostymulator również uruchamia kaskadę reakcji zapalnych, bardzo szybko wywołując neokolagenezę. Nie ma ostrej odpowiedzi, natomiast efekt na skórze w postaci nie tylko wyrównania, ale także uniesienia, pojawia się naprawdę błyskawicznie. W porównaniu z innymi stymulatorami kwas polimlekowy utrzymuje się najdłużej – możemy mówić o trwałości nawet do dwóch lat, szczególnie gdy zrobimy serię zabiegów, a takowa jest zalecana. Zasadniczo w stosowaniu wszystkich stymulatorów twardych rekomendowana jest seria od jednego do trzech zabiegów, u części osób z „dobrą skórą” – w sensie wieku biologicznego, a nie metrykalnego – do uzyskania optymalnego efektu dwa zabiegi mogą się okazać wystarczające. Po 40. roku życia rekomendowane są trzy zabiegi w odstępach nie krótszych niż miesiąc. My, lekarze, zauważamy, że lepiej jest dłużej poczekać z kolejnym podaniem, nawet dwa miesiące, a między drugim a trzecim zabiegiem najlepiej odczekać trzy miesiące. Natomiast zabiegi przypominające mogą obywać się co dwa lata. Jest to bardzo korzystne dla pacjenta. W przypadku kwasu polimlekowego również dochodzi do biodegradacji, czyli rozpadu, nic nie pozostaje w organizmie, dlatego procedura jest bardzo bezpieczna.
Na naszym rynku produktów z kwasem polimlekowym jest dużo. Niemniej nowe techniki po- dawania, które upowszechniły się około dwa lata temu, spowodowały ogromne zainteresowanie tymi preparatami, bo zminimalizowały ryzyko powstawania nierówności i grudek. Produkty silnie działają na komórkę i wywołują intensywną neokolagenezę. Dawniej, jeśli gdzieś podało się troszkę więcej preparatu, to w tym miejscu mogła pojawić się grudka utrzymująca się nawet przez dwa lata. Niekiedy wyglądało to tak, jakby rosły rogi, na przykład na czole. Teraz większe rozcieńczanie i podawanie preparatów kaniulą kompletnie zmieniło podejście do tych zabiegów. Zupełnie się już tych grudek nie obawiamy.
Ostatnio oprócz form kwasu L-polimlekowego pojawiły się formy DL. To koreańska innowacja technologiczna, która minimalizuje ryzyko powstawania nierówności i zdecydowanie ułatwia sam proces implantacji. Forma L ma konsystencję mąki dodanej do wody, więc kaniula może się zatkać preparatem. W przypadku formy DL mamy do czynienia z komfortową konsystencją mleka. Dla osób, które dopiero zaczynają robić zabiegi z wykorzystaniem kwasu polimlekowego i nie mają jeszcze łatwości w podawaniu go, to rzeczywiście jest kolejne duże udogodnienie.
Przy wykorzystaniu tej substancji, w odróżnieniu od poprzednio omówionych, konieczne jest wykonywanie przez pacjenta masażu – przez siedem dni dwa razy dziennie po dwie minuty. Niezależnie od tego, czy będziemy implantować kwas polimlekowy w twarz, szyję, pośladki czy w brzuch, masaż jest konieczny. Dlaczego? Ze względu na siłę neokalagenezy. Należy równo rozprowadzić preparat, aby siła powstawania nowych włókien nie była w jednym miejscu większa niż w innym. Jeżeli mamy pacjentów, którym nie potrafimy uzmysłowić, jak bardzo jest to ważne, albo pacjentów, o których wiemy, że się nie stosują do zaleceń, to nie powinno się u nich wykonywać zabiegów takim produktem.
Hydroksyapatyt wapnia jest bardzo chętnie stosowany u mężczyzn, bo nie dodaje mocno objętości, tylko zapewnia podkreślenie owalu, wyeksponowanie mocnej żuchwy, jak u Brada Pitta. To fantastycznie się udaje.
Obecnie zainteresowanie kwasem polimlekowym jest największe w technikach stosowanych na ciało. Rezultaty, które obserwujemy na pośladkach czy brzuchach, są wręcz nieprawdopodobnie korzystne. W przypadku brzucha to wręcz alternatywa wobec plastyki, która jest obciążającą operacją. Pod wpływem kwasu polimlekowego brzuchy się pięknie napinają. Na tę okolicę podaje się preparat zarówno kaniulą, jak i igłą. Zabieg zaczyna się od mapowania ciała, gdy pacjent się pochyli. Wtedy najlepiej widać, co trze- ba zrobić, np. zaznacza się wiotkość nad lub pod pępkiem, robią się promieniste drobne zmarszczki. Okolicę pępka opracowujemy igłą, a w partie poniżej i powyżej podajemy kwas kaniulą. To znakomicie się sprawdza, efekt jest doskonale zauważalny na- wet po jednym zabiegu. Ja zaczęłam „robić” kwasem polimlekowym także piersi. Odważyłam się na to po rozmowie z koleżanką, która pracuje w Centrum Onkologii. Wytłumaczyłam jej dokładnie, na czym to polega i jak działa produkt, i doszłyśmy do wniosku, że jeśli kobieta ma USG czy mammografię, to mogę przeprowadzić zabieg bezpiecznie. Gdy zobaczyłam efekty, mogłam tylko powiedzieć: „Wow, coś niesamowitego!”. Żadną inną metodą nie uzyskałam takiej poprawy jakości skóry, a przy małym biuście udaje się nawet uniesienie piersi. Zabieg sprawdza się także w przypadku wiotkich biustów po porodach i po znacznej utracie wagi. Są panie, które mają tzw. pelikany. U nich także uzyskuję fantastyczną poprawę po podaniu kwasu polimlekowego. Efekt zastosowania tego preparatu na bardzo pomarszczone dekolty to jest rewelacja! Z moich obserwacji wynika, że jeśli pacjentka stosuje semaglutyd i chudnie w wieku 40–50 lat ponad 10 kilogramów, to skóra dekoltu i piersi staje się wiotka. Kwas polimlekowy świetnie rozwiązuje ten problem. Dochodzi do tego szał na „pośladki brazylijskie” czy „pośladki hiszpańskie”, bo jak się okazuje, jest tu różnica. Tymczasem jako przedstawiciele rasy białej mamy raczej płaskie pośladki z tendencją do stosunkowo szybko pojawiającej się wiotkości. Podanie kwasu polimlekowego nie zrobi „latynoskich pośladków” – zresztą nie sądzę, by wiele z nas właśnie o tym marzyło – ale sprawi, że pośladki nie będą „wisiały”, co jest istotne.
Podsumowując, możliwości stymulatorów twardych i korzyści, jakie uzyskujemy przy minimalnym ryzyku działań niepożądanych, bardzo cieszą. To tak jakby pojawił się estetyczny święty Graal. Zachwycamy się: nic tylko się nakłuć na całym ciele i zanurzyć w kwasie polimlekowym. I to jest właśnie moim zdaniem tajemnica znanych celebrytek, które w wieku lat 50 wyglądają tak samo jak wtedy, kiedy miały lat 30. Ich wygląd to zapewne zasługa właśnie stymulatorów stosowanych na całym ciele w sposób systematyczny. Wierzę, że te panie obchodzą się bez operacji plastycznych i nie ingerują w rysy twarzy. Są absolutnie naturalne, a upływ czasu jest u nich niezauważalny. To napawa optymizmem. Rewolucji spodziewam się także po koreańskich technologiach.