Terapia osoczem bogatopłytkowym. Czy tego typu zabieg medycyny estetycznej ma szansę zrobić furorę? Tak. Jeśli na oczach publiczności podda mu się ktoś taki jak Kim Kardashian i przechrzci go na… wampirzy lifting.
Obficie zroszona krwią twarz celebrytki zrobiła wrażenie na Instagramie i we wszystkich mediach, które ją pokazały. Początkowo obserwatorzy, komentatorzy i dziennikarze zastanawiali się, do czego może posunąć się zdesperowana kobieta, chcąc ratować swą urodę.
I czy trafiła w ręce profesjonalisty, lekarza zajmującego się medycyną estetyczną, czy może rzeczywiście wpadła w sidła osobnika o wampirycznych skłonnościach.
Jednym słowem, cel marketingowy został osiągnięty. Celebrytka wywołała kolejny skandal, a o zabiegu zrobiło się głośno.
W najmniej komfortowej sytuacji znaleźli się lekarze, którzy rozentuzjazmowanym, a jednocześnie zaniepokojonym naśladowczyniom Kardashian musieli nieustannie tłumaczyć, że terapia osoczem bogatopłytkowym nie ma nic wspólnego ani z liftingiem, ani z wampirami. I że koloru czerwonego w czasie zabiegu nie ma w ogóle.
O „liftingu” bez ściemy
Czym więc jest terapia osoczem bogatopłytkowym z medycznego punktu widzenia, odarta z marketingowego opakowania i celebryckiego blichtru?
To terapia wykorzystująca zdolności regeneracyjne naszego organizmu. Polega na wstrzyknięciu pod skórę płytek krwi i osocza, które w specjalnej wirówce zostały oddzielone od krwi pobranej od poddającego się terapii pacjenta.
Najważniejszym składnikiem osocza bogatopłytkowego są płytki krwi, które wspomagają odnowę biologiczną komórek skóry i wytwarzanie kolagenu. Zabieg pomaga naprawić uszkodzone tkanki, uelastyczniając skórę i pozytywnie wpływając na jej kolor. Wykonuje się go na twarzy, szyi, dekolcie, dłoniach i innych częściach ciała. Może mieć udział w zlikwidowaniu zmarszczek, blizn, rozstępów i zmian potrądzikowych.
„Lifting” rozpoczyna się od pobrania krwi od pacjenta do przygotowanej sterylnej probówki. Ta łagodnie wampiryczna procedura pozbawia go od 20 do 50 ml płynnej tkanki, w zależności od wielkości miejsca zabiegowego, które w późniejszym etapie zostanie ostrzyknięte. Następnie krew zostaje poddana separacji komórkowej w specjalnej wirówce, dzięki czemu z jej osocza uzyskujemy bardzo bogaty koncentrat płytek krwi zawierających wysokie stężenie czynników wzrostu, które marzą tylko o tym, by odmłodzić tkanki swojego właściciela. Otrzymany koncentrat osocza z płytkami trafia do mniejszych strzykawek i za pomocą mikroigły wędruje podskórnie w okolicę, którą pragniemy podreperować i która wcześniej zostaje znieczulona.
Całe wampirzenie trwa ok. pół godziny, a czerwone ślady na twarzy, którymi epatowała Kim Kardashian, to po prostu bardzo podrasowane pozostałości po licznych nakłuciach. Ale śledząc losy celebrytki, należy przypuszczać, że w swoim obfitującym w przygody życiu widziała już rzeczy bardziej mrożące, nomen omen, krew w żyłach niż ślady po igle.
Nie taki „lifting” straszny, jak go pokazują
Wbrew temu, co zdaje się sugerować nagranie z Kim, uwieczniające jej katusze spowodowane wampirycznymi praktykami, terapię osoczem bogatopłytkowym należy uznać za zabieg bezpieczny, grożący ryzykiem powikłań tylko w niewielkim stopniu, co podkreśla dr Marek Wasiluk, jeden z najlepszych w Europie specjalistów w dziedzinie medycyny estetycznej, twórca bloga „Medycyna estetyczna bez tajemnic” i właściciel kliniki „L’experta” w Warszawie.
Podczas tego zabiegu wykorzystuje się wyłącznie własną krew pacjenta, której komórki są jedynie laboratoryjnie opracowywane. Ryzyko komplikacji, takich jak alergia, jest minimalne. Jedyny sztuczny czynnik, który tu występuje, to antykoagulant, który ma zapobiegać krzepnięciu krwi. Ważna jest też jakość używanego sprzętu. Wiadomo że lepiej wybrać certyfikowaną probówkę na krew niż probówkę zwykłą, mimo że ta pierwsza jest dużo droższa. Ma to wpływ na jakość usługi i eliminuje prawdopodobieństwo niepożądanych sytuacji – mówi dr Marek Wasiluk
Zabieg bogatopłytkowym osoczem jest tak bezpieczny, że nie wymaga się przed nim gruntownego przebadania pacjenta, z którym przeprowadza się jedynie wywiad.
Refleksje z doliny łez
Ta właśnie naturalność zabiegu i fakt, że nie trzeba się do niego specjalnie przygotowywać, mogą wywołać niepohamowaną chęć, żeby mu się poddać. Szczególnie przy dobrze rozwiniętym zmyśle krytycznym, gdy, patrząc w lustro, widzi się na swej twarzy wyłącznie mankamenty, tak obrazowo i sugestywnie nazwane przez branżowy język: kurze łapki, dolina łez, zmarszczki marionetki, usta palacza… No i jeszcze nadszarpnięte rusztowanie twarzy, spływające policzki, zanikająca linia żuchwy, niedostatki czerwieni wargowej, opadające kąciki ust… Wygląda na to, że nasza twarz to wyjątkowo skłonny do destrukcji byt. – Ślady upływającego czasu widać wyraźnie już na twarzach dwudziestokilkulatków. Obserwuję to, analizując zdjęcia moich pacjentów. Wystarczy pół roku, a czas zostawia na ich buziach mikrozmiany, które są jednak zauważalne. Nie można zapomnieć, że twarz jest szczególnie narażona na niekorzystne czynniki, jak choćby promieniowanie słoneczne, przed którymi inne partie ciała są lepiej chronione. Trzeba jednak przyznać, że przedstawiciele młodego pokolenia są tego świadomi i wiedzą, że o wygląd twarzy i ciała warto dbać regularnie i zacząć już w młodym wieku. Bo im późniejsza interwencja, tym trudniej zatrzymać młodość – mówi dr Marek Wasiluk.
Wampirzy „lifting” to wcale nie lifting
Poddając się wampirzemu zabiegowi, nie oczekujmy efektu liftingu, bo jest nim tylko z nazwy. Skóra pod jego wpływem nie zrobi się więc natychmiast nieskazitelnie gładka i wyprasowana. Na pewno zregeneruje się i odświeży, jednak proces starzenia się wykracza poza jej obszar, obejmując też kości, tkankę tłuszczową i mięśnie – a tu już wampirza moc nie sięga. Nie utrzyma zatem w ryzach kształtu twarzy. Nie zmienia to jednak faktu, że zabieg doskonale wpływa na stan skóry, poprawiając jej wygląd i uruchamiając regenerację.
Wampirzy lifting dobrze wykonać pierwszy raz mniej więcej w wieku 30 lat. U takiej osoby efekty mogą być widoczne przez długi czas. – Oczywiście osocze bogatopłytkowe pobudza do regeneracji również skórę starszych pacjentów, ale na tyle słabo, że efekty nie są widoczne. Dlatego osoby 35-45 plus, których skóra nie produkuje już kolagenu w tak dużej ilości jak kiedyś, powinny rozważyć przeprowadzenie innych zabiegów, przynoszących bardziej spektakularne efekty. Natomiast wampirzy lifting mogą z powodzeniem stosować jako zabieg wspomagający – wyjaśnia dr Marek Wasiluk, dodając, że osocze to również doskonała metoda stosowana w terapii łysiena czy wspomagająca leczenie chorób autoimmunologicznych.
Jeśli nie strzykawka, to może pijawka
Planując zabieg z dziedziny medycyny estetycznej, najlepiej wszystko konsultować z lekarzem, który doradzi, co będzie najlepsze w przypadku konkretnego pacjenta: jakich efektów może się spodziewać, jak długo będą się one utrzymywać oraz jaką kwotą powinien dysponować.
Decydując się na wampirzy lifting, trzeba mieć świadomość, że zabieg warto powtarzać, np. do 35. roku życia wykonywać go raz na 3-4 miesiące, a w bardziej zaawansowanym wieku częściej. Jego pozytywne efekty będą się manifestować stopniowo, może to potrwać nawet kilka tygodni.
Ważne, by zaraz po zabiegu nie planować intensywnego życia towarzyskiego, bo nasze walory estetyczne mogą być przejściowo nadwątlone, co manifestuje się opuchliznami i zaczerwienieniem skóry.
Co za tym idzie, trzeba zachować ostrożność przy nakładaniu na nią kremów i podkładów.
A czy ten zabieg, poza krwią, wyssie z nas też sporą gotówkę? Jego ceny wahają się od 600 do 2000 zł. Ale jeśli ktoś miałby wątpliwości, czy taką kwotę warto zainwestować w wampirze skłonności lekarza i jego cennej strzykawki, zawsze może skorzystać z wampirzych talentów pijawki.