Wojciech Szczęsny ginekolog i położnik, który od kilku lat specjalizuje się także w medycynie estetycznej. Co łączy te dwie dyscypliny, jakiego rodzaju zabiegów wykonuje się najwięcej i w jakim kierunku zmierza medycyna estetyczna? Na ten i inne tematy rozmawiamy z doświadczonym ginekologiem, który z powodzeniem rozszerzył zakres swojej działalności.
Jest pan ginekologiem i położnikiem. Wiem, że pracy ma pan bardzo dużo, a jednak zaangażował się pan w nową dziedzinę – medycynę estetyczną. Dlaczego?
Zaczęło się od pytań pacjentek dotyczących różnych zabiegów z zakresu ginekologii estetycznej. Kiedy zacząłem interesować się bliżej tym zagadnieniem zauważyłem, że wiele metod czy preparatów, np. wykorzystanie osocza bogatopłytkowego czy wypełniaczy stosuje się zarówno w zabiegach na twarz jak i narządy płciowe. Do podjęcia ostatecznej decyzji zainspirowała mnie moja ówczesna pacjentka, która jest pielęgniarką i zajmuje się kosmetologią, a która dziś jest moją współpracowniczką i świetnym zabiegowcem w zakresie medycyny estetycznej.
Czy ginekologia estetyczna to pana główna domena?
W tej chwili wykonuję zdecydowanie więcej zabiegów na twarz, wynika to przede wszystkim ze skali zapotrzebowania. Jednak ginekologia estetyczna jest mi bardzo bliska. Myślę, że to ważny obszar, który wciąż traktowany jest trochę jako temat tabu. Staram się to zmieniać, rozmawiać z moimi pacjentkami, uświadamiać im możliwości. Oferuję im szeroką gamę w zakresie ginekologii zabiegowej, plastykę krocza, labioplastykę. Mam nadzieję, że uda nam się rozwijać świadomość pacjentek w tym zakresie. Jednocześnie sam cały czas się szkolę, żeby móc jak najskuteczniej pomagać moim pacjentkom rozwiązywać ich intymne problemy estetyczne.
Jakich zabiegów w takim razie wykonuje pan najwięcej?
Najczęstszym zabiegiem, który ja wykonuję, jest botoks. Jednak biorąc pod uwagę cały nasz zespół – lekarz, pielęgniarka, kosmetolog – najwięcej wykonujemy zabiegów mezoterapii.
Usłyszałam niedawno, że już za kilka lat na mezoterapię, będziemy chodzili tak samo regularnie jak do fryzjera czy na przegląd u dentysty. To możliwe?
Jak najbardziej. Szczerze mówiąc 95 proc osób po 25 – 30 roku życia – zwłaszcza pań, bo wciąż to one są bardziej zainteresowane zachowaniem zdrowego, młodego wyglądu – kwalifikuje się do tego zabiegu. Zdarzają się oczywiście wyjątki, które genetycznie mają tak piękną budowę skóry, że nawet w wieku 50 lat, wyglądają lepiej niż własne córki, ale to naprawdę niewielki odsetek. Po 25 roku życia w sposób naturalny fibroblasty zwalniają, zmniejsza się produkcja kolagenu, a co za tym idzie skóra zaczyna wiotczeć, traci napięcie, pojawiają się drobne zmarszczki, niedoskonałości. Dziś dla nikogo nie jest to tajemnicą i większość z nas chce spowolnić ten proces. Myślę, że od tego trendu nie ma już odwrotu. Rozmawiałem ostatnio ze znajomą, która od 25 lat pracuje w gabinecie medycyny estetycznej w Londynie i opowiadała, że u nich to, że młode kobiety raz w roku przychodzą na serię zabiegów mezoterapii, czy poprawienie kącika ust jest czymś tak zwyczajnym jak zrobienie paznokci u manikiurzystki. Należy po prostu do rytuału dbania o wygląd i dobre samopoczucie. Wydaje mi się, że w perspektywie kilku lat, u nas sytuacja będzie taka sama, bo to naprawdę skuteczny i mało inwazyjny zabieg, który pozwala znacząco przedłużyć młodość i uniknąć w przyszłości znacznie bardziej inwazyjnych zabiegów. Staram się uświadamiać to moim pacjentkom, bo w każdej dziedzinie – także medycynie estetycznej – znacznie lepiej jest zapobiegać niż leczyć, czy naprawiać. A seria zabiegów mezoterapii powtarzana raz roku daje gwarancję zachowania pięknej, napiętej, jędrnej skóry na wiele lat.
Te argumenty trafiają do pacjentek?
Tak. Zdecydowanie mamy coraz więcej pacjentek, które raz w roku przychodzą na taką serię zabiegów. Wiele z nich mi dziękuje widząc efekty – wyraźnie odmłodzenie skóry, wyrównanie kolorytu, spłycenie zmarszczek (jeśli te już są), napięcie skóry. Efekty pojawiają się już po pierwszym zabiegu, ale oczywiście najlepszy skutek, który utrzymuje się przez wiele miesięcy daje wykonanie całej serii.
Najlepszy okres na zrobienie mezoterapii, to…
Czas między połową września, a połową kwietnia. Czyli wtedy, gdy jest mniej słońca. Generalnie wyznaję zasadę, że okres kiedy suplementujemy witaminę D3 jest najlepszym na tego rodzaju zabiegi. Oczywiście w tym czasie nie korzystamy też z solarium. Jeśli chcemy poddać się odmłodzeniu skóry latem, możemy bezpiecznie zdobić mezoterapię igłową i podać osocze bogatopłytkowe, bo w przypadku tych zabiegów wrażliwość na promieniowanie jest znacznie mniejsza.
Właśnie – mówimy mezoterapia, a przecież to nie jest jeden zabieg. Mamy mezoterapię igłową i mikroigłową. Podczas zabiegu możemy podać różne preparaty, czy wspomniane już osocze z własnej krwi. Pod jedną nazwą kryje się wiele możliwości. Pacjenci czasem się w tym gubią.
Od tego jest lekarz czy inna osoba z doświadczeniem zabiegowym w zakresie medycyny estetycznej, żeby doradzić najlepszą procedurę w konkretnej sytuacji. Generalnie wszystkie zabiegi mezoterapii służą odmłodzeniu skóry poprzez pobudzenie fibroblastów do zwiększonej produkcji kolagenu. Jednocześnie dostarczamy w różne warstwy skóry (w przypadku mezoterapii igłowej głębiej, mikroigłowej – płycej) różne substancje, którą ją odżywiają, wpływają na ujednolicenie kolorytu, rozjaśniają. Takim preparatem może być jak już mówiliśmy także własne osocze, które szczególnie polecane jest przy wrażliwej skórze, bo właściwie się nie zdarza, by pacjent miał negatywne reakcje na własną krew. Osocze bogatopłytkowe doskonale sprawdza się przy problemach z trądzikiem, rumieniem, przebarwieniami. Jest bardzo skuteczne w połączeniu z mezoterapią mikroigłową lub laserem.
W wielu przypadkach najlepsze efekty przynosi łączenie mezoterapii igłowej i mikroigłowej. Stosując tą procedurę (np. przy czterech zabiegach – dwa mikroigłowe, dwa igłowe) możemy albo rozłożyć je w czasie – wówczas wykonujemy najpierw dwa zabiegi mezoterapii mikroigłowej, które już dają efekt poprawy jakości skóry, a kończymy dwoma zabiegami mezoterapii igłowej, by zadziałać głębiej, wzmocnić efekt i sprawić, że kolagen będzie produkowany znacznie dłużej.
Możemy jednak skrócić czas trwania terapii, oczywiście jeśli w danym przypadku nie ma przeciwwskazań, a pacjentka może sobie na to pozwolić finansowo i połączyć w czasie jednej sesji oba rodzaje mezoterapii. Kolejność jest taka sama – najpierw mikro, a następnie igłowa.
Mezoterapia to bardzo popularny i skuteczny zabieg, ale nie rozwiąże wszystkich problemów. W przypadku głębokich zmarszczek jest bezradna. Jakie zabiegi w przypadku takich problemów możemy wykonać? Które z nich zyskują na popularności?
Mezoterapia nie rozwiąże problemu nie tylko głębokich zmarszczek, ale przede wszystkim zmarszczek mimicznych. Powstają one nie na skutek wiotczenia skóry, a pracy mięśni. Pacjenci faktycznie nie zawsze mają świadomość, jak działa dany zabieg i to na nas spoczywa obowiązek wyjaśnienia im na czym polegają proponowane przez nas procedury i jakiego efektu możemy oczekiwać. Jeśli pacjentka chce odmłodzić swój wygląd, a ma np. lwią zmarszczkę, powinniśmy zaproponować połączenie mezoterapii z innym zabiegiem, np. botoxem, który czasowo sparaliżuje pracę mięśni. W wielu przypadkach botox jest zabiegiem, bez którego nie mamy szans zlikwidować problemu. Warto też rozważyć inne procedury, np. zastosowanie wypełniacza czy stymulatorów. Trend jest taki, że od wypełniaczy zaczynamy odchodzić, bo choć w danym momencie dadzą pożądany efekt, który będzie się utrzymywał od 4 do 6 miesięcy, to skóra w tym czasie nie pracuje. Na popularności zyskują za to stymulatory. Efekt ich zastosowania nie jest natychmiastowy, ale dzięki nim pobudzamy skórę do pracy, więc skutek pogłębia się z czasem i utrzymuje dłużej.
Generalnie widać wyraźną tendencję w medycynie estetycznej, by stosować zabiegi i preparaty, które pobudzają komórki do pracy, intensyfikują naturalne procesy, które zachodzą w skórze i w ten sposób działają na jej odmłodzenie. Odchodzimy za to od preparatów zastępczych, których jedynym zadaniem jest czasowe zniwelowanie problemu.